+48 22 831 61 51 instytut@wyszynskiprymas.pl

[Warszawa, Miodowa, 21 czerwca 1974]

Serce Chrystusa jest Królem i Zjednoczeniem serc wszystkich. Uroczystość dzisiejsza należy do szeregu uroczystości wychowawczych, programowych. Gdy Chrystus dokonał dzieła odkupienia, pojednania nas z Ojcem, gdy zmartwychwstał i poszedł do Ojca – zgodnie ze swoim zapewnieniem – nie zostawił nas sierotami. Jest w swoim Kościele, żyje w nim i działa.
Działanie to objawia się naprzód przez to, że wypełnił swoją obietnicę. W uroczystość Zesłania Ducha Świętego przysłał nam Pocieszyciela, Ducha Prawdy, Ducha Miłości, Świętego Ducha. A później przypomniał nam – i Kościół też to czyni – że wszystko, co dzieje się w nas przez Chrystusa, dzieje się mocami Ojca, Syna i Ducha, a więc Trójcy Świętej, w imię której jesteśmy ochrzczeni i nauczani.

I to jest dalszy znak wychowywania nas w Kościele Bożym w świadomości, że jesteśmy związani z Trójcą Świętą. A później, Chrystus sypie swoje łaski i dary. Nie zostawił nas sierotami. Pozostał z nami w Eucharystii. Stąd uroczystość Bożego Ciała, którą niedawno czciliśmy. A „uzupełnieniem” i niejako szczytem bezpośredniego związku Chrystusa z każdym z nas, jest Jego Serce, które dlatego zostało otwarte, abyśmy mieli łatwy dostęp i zaufanie do Bożego Serca.

Dzisiaj czcimy pamięć Bożego Serca. W takim dniu przyszliście tutaj po waszych ciężkich pracach i trudach, po egzaminach maturalnych, w trudnym dla Was okresie wyboru kierunku życia, aby poradzić się Bożego Serca, co dalej czynić. I o to będziemy się tutaj modlili. Ponieważ widzę, że jesteście ogromnie wystraszeni i wylęknieni, chciałem Was zapewnić, że w tym domu jeszcze nigdy nikomu żadnej krzywdy nie zrobiono. Więc nikogo się tu nie lękajcie. I pamiętajcie, że chociaż byśmy byli najgorszymi ludźmi, to na nas też działa Serce Jezusa. Może więc jakoś się dogadamy.

A teraz łączmy się w obliczu Bożego Serca. Przeprośmy Boga

BOGU ZALEŻY NA SERCU CZŁOWIEKA

Porozmawiamy o tajemnicy Bożego i ludzkiego Serca. Widzieliśmy obrazy natchnione Pisma świętego, które odsłaniają nam tajemnicę Bożego Serca. Prorok zaniepokojony o dzieje swojego narodu, rozproszonego, bardzo dręczone go przez najeźdźców, przez wrogów, zapowiada, że jednakże Bóg zachowa ten naród, zbierze go z rozproszenia i zgromadzi w swojej winnicy, pod swoją pieczą. Takie bowiem były dzieje Izraela w czasie, kiedy dla umocnienia ducha narodu posłany był prorok. Jego słowa są tak wymowne. Ezechiel był prorokiem narodowym, ale prowadził lud nie tylko do celów doczesnych, ale do celów Bożych, ostatecznych.

Zadaniem bowiem proroka było utrzymanie narodu izraelskiego w wierności Bogu. Przez naród przeszły burze. I rozproszył się on. Prorok posługuje się obrazem znanym w ówczesnym świecie. Ziemia palestyńska była wtedy krainą niesłychanie żyzną, zalesioną, pełną łąk. Dopiero później, szczególniej w okresie panowania tureckiego, gdy wycięto lasy na wzgórzach i zniszczono ziemię, stała się ona tak pustą, jak to jeszcze nieraz dziś widzimy. Inaczej wyglądała wtedy. Ale przez ten kraj przechodziły burze. Leży on bowiem na linii wielkich szlaków ze Wschodu, z głębokiej Azji ku Afryce, ku Egiptowi. I dlatego ciągnęły tamtędy nie tylko karawany handlowe, ale też i wielkie armie zaborcze. Coś podobnego jak u nas, w naszej Ojczyźnie, która też znajduje się w takiej właśnie sytuacji geopolitycznej.

Prorok posługuje się obrazem burzy z piorunami. Rzecz ciekawa, że wtedy, gdy jest ciemno, owce jakoś się zagubiają. Trzeba je potem, gdy burza minie, pozbierać, poszukać, powyciągać z krzaków, w które się wplątają i znowu zgromadzić w owczarni. Tak też dzieje się i z narodem. Potrzeba jakiegoś wielkiego serca, wielkiej dobroci, o której mówi Ezechiel. Przypomina, że Bóg jest nad narodami, że jest też nad narodem izraelskim i że zbierze te rozproszone owce i sam będzie je pasł sprawiedliwie.

Tym obrazem posłużył się Jezus Chrystus, gdy wyjaśniał, jaki jest dobry pasterz. On szuka. Szuka zagubionej owcy. Może nas razić to, że mając dziewięćdziesiąt dziewięć bardzo porządnych i dobrych owieczek, zaniepokojony jest o tę jedną, która zginęła i gdzieś tam się zaplątała, i że jej szuka. I raduje się, zda się – niewspółmiernie, bo aż zwołuje przyjaciół (wielka historia!) i opowiada im o tym, że jednak znalazł tę owcę. Ale to jest właśnie odsłonienie tajemnicy Serca Boga i tajemnicy serca człowieka.

Chrystus Pan pragnie naprzód okazać, jak bardzo Bożemu Sercu zależy na sercu człowieka. Dlatego też zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec w nadziei, że nic złego im się nie stanie, a troszczy się o tę jedną. Można by powiedzieć, że Bóg do tego stopnia troszczy się o każdego człowieka, że stawia na serce jednego niemal całkowicie i wszystko uczyni, aby to jedno serce uratować.

W życiu Kościoła często jesteśmy przyzwyczajeni do wspólnotowego oceniania naszej pozycji, naszego miejsca w myśli i w planie Bożym. Rzadziej myślimy o tym, jaki jest stosunek Boga, Jego Serca do każdego z nas, branego osobno.

Nieraz wydaje się nam, że Panu Bogu wcale nie zależy na tym, jakie jest moje serce, czym ono jest zajęte, gdzie się błąka, co ja z nim wyrabiam – z moim sercem czy z sercem innego człowieka. A tymczasem tak nie jest.

Jeżeli Chrystus dopuścił, że na krzyżu został otwarty Jego bok, to chciał przez to powiedzieć, że Jego Serce jest otwarte i że nasze serce też musi być otwarte ku Bożemu Sercu. Dlaczego? Dlatego, Dzieci Boże, że serce człowieka jest ukształtowane na obraz i podobieństwo Boże. Mówimy: ależ Bóg, jako duch czysty, nie ma ludzkiego serca. Tak, ale Jezus Chrystus, jako Bóg-Człowiek, z woli Ojca ma ludzkie serce i Ono jest wzorem dla nas.

BÓG JEST WRAŻLIWY NA KAŻDEGO Z NAS

Jeżeli chcemy wiedzieć, jak ma wyglądać ludzkie serce, wczytujmy się w Ewangelię. Przyjrzyjmy się czynom Chrystusa. Chrystus zachęca nas do tego, mówiąc: jeżeli nie wierzycie moim słowom, to przynajmniej wierzcie moim czynom. I nieraz nie pozostaje nic innego – gdy nie dopisuje nam zrozumie nie tajemnic i prawd Bożych – jak przyjrzeć się przynajmniej postępowaniu Chrystusa, jak to zostało zanotowane w Ewangeliach, i według tego obrazu kształtować własne serce. Aby człowiek wiedział, co robić z własnym sercem, jak się nim posługiwać, jak je używać. Bo nie jest Bogu wszystko jedno, co człowiek z sobą wyprawia, co mu do głowy przychodzi.

Bogu, który nas ukształtował na obraz i podobieństwo swoje, oczywiście nie w wymiarze fizycznym, ale duchowym, nie jest wszystko jedno, co my z sobą wyprawiamy, jak postępujemy i z sobą, i z naszym otoczeniem. Nieraz dowiadujemy się, zwłaszcza z prasy, która z jakimś upodobaniem wypisuje obecnie dziwne rzeczy o człowieku, o rodzinie, o młodzieży, że obserwuje się jakieś zaniepokojenie nawet u ludzi, którym człowiek może być obojętny, jako że reprezentują ustrój materialistyczny, gdzie materia ma większe znaczenie aniżeli człowiek, gdzie jest prymat materii. Oni są też zaniepokojeni tym, co człowiek, zwłaszcza młody, z sobą wyprawia. I nie tylko z sobą, ale co wyprawia z innymi, jak swoje życie programuje, jak je układa i jak prowadzi.

Może nieraz nasza współczesność podobna jest do wielkiej burzy wśród ciemności, gdy człowiek zagubia orientację. Zwłaszcza, gdy ta orientacja celowo jest człowiekowi odbierana, gdy serce człowieka, w naturalny sposób ukierunkowane ku Bożemu Sercu, ściągane jest na manowce. Zabiera mu się obraz Bożego Serca. Tłumaczy mu się, że Bóg nie interesuje się człowiekiem i jego sercem, że nie jest wrażliwy na każdego z nas.

Zaprzeczeniem tego upowszechnionego mniemania są teksty Pisma świętego, które przeczytaliśmy. Są one przejawem jakiegoś uwrażliwienia Boga Ojca, który mówi do nas przez proroka Ezechiela, przez Apostoła i przez usta Chrystusa. Uwrażliwienie na człowieka, tego jednego spośród wielu. Jak gdyby w ogromnej miliardowej rodzinie Stwórcy, Dawcy życia, ważna była tylko ta jedna, jedyna – moja sprawa. Nie będzie indywidualizmem, gdy pomyślimy przez moment o sobie. Dlaczego? Dlatego, że Chrystus, gdy znalazł owcę, przyniósł ją do wspólnoty, do owczarni.

TYLKO WE WSPÓLNOCIE CZŁOWIEK MOŻE BYĆ SOBĄ

I my, gdy odnajdziemy siebie, zagubionych, zrozumiemy, że człowiek najlepiej czuje się tej wspólnocie, którą tworzy Bóg. Jest to wspólnota – przez miłość w Ojcu, wspólnota – przez prawdę Ojcową, wspólnota – przez pragnienie dobra i dobrych czynów, przez ducha ofiary, poświęcenia, służby, usłużności i uczynności. To wszystko ma miejsce we wspólnocie. Człowiek odizolowany, choćby nawet wiedział o tych wszystkich swoich dążeniach, nie może ich ukierunkować. Bo wyznać prawdę trzeba przed kimś. Okazać miłość można tylko komuś. Dać znak dobrych czynów można tylko ukierunkowując je ku komuś. Sprawiedliwość można okazywać tylko innemu, a nie wyłącznie samemu sobie. Służyć można komuś.

Tak czy inaczej, człowiek odizolowany, zamknięty w sobie nie ma możności przejawiać swych najrozmaitszych właściwości i dążeń, nie może ich realizować. Może to czynić tylko we wspólnocie, tylko w stosunku do innych ludzi. Tylko wtedy człowiek jest osobowością pełną, gdy jest w otoczeniu innych. Dlatego jakikolwiek indywidualizm filozoficzny, socjologiczny, ekonomiczny czy moralny jest absurdem, zaprzeczeniem właściwości osoby ludzkiej.

Chrystus odnosi zagubioną i znalezioną owcę, która poszła po swoich szlakach, jak jej się tylko chciało, albo może wystraszona przez nieszczęścia, konflikty, kataklizmy. Chrystus odnosi ją do wspólnoty, do owczarni, bo tylko w owczarni, tylko we wspólnocie człowiek może być sobą, może być osobowością – istotą, przecież z natury, społeczną.

BÓG ŹRÓDŁEM PRAGNIEŃ I DĄŻEŃ CZŁOWIEKA

Te właściwości możemy w szczególny sposób w sobie rozwijać w relacji do naszego Ojca. On wyposażył nas w takie dziedzictwo duchowe, które wymaga uruchomienia i rozwijania. Bóg stworzył ciebie osobowością. I tak, jak z ojca czy z matki w rodzinie domowej czerpiesz właściwości wrodzone, tak też twoje istnienie, twój byt otrzymujesz od Boga. Pamiętaj o tym, choćby nie wiem co mówili ci w szkole, czy pisali w podręcznikach, od kogo człowiek się wywodzi.

Nie będziemy spierali się z tymi, którzy koniecznie chcą pochodzić od zwierzęcia. Ale my widzimy w sobie takie właściwości, których nie odkrywamy w zwierzątkach. W zwierzątku nie ma dążenia do prawdy, miłości, sprawiedliwości, pokoju, jedności, chociaż niektóre cechy odkrywamy np. w macierzyństwie zwierzątek. Natomiast człowiek odnajduje w sobie takie właściwości, których w porządku naturalnym, materialnym, przyrodzonym nie może wytłumaczyć. Bo skąd jest w człowieku takie nieopanowane dążenie do prawdy, niekiedy rozpaczliwe, beznadziejne, bez żadnego efektu?

Skąd w nim pragnienie miłości i to – ciekawa rzecz – nie tylko fizycznej, zmysłowej, zewnętrznej, ale tej pogłębiającej się, coraz bardziej szczegółowej, „wycyzelowanej”? W podręcznikach seksuologii wykładają wam tylko o sferze zewnętrznej, chyba po to, abyście wkrótce przekonali się, że to nie jest wszystko. Człowiek ma o wiele głębsze pragnienia i dążenia aniżeli te – w wymiarze tylko fizycznym, somatycznym, materialnym.

Nie znajdując odpowiedzi w układzie czysto materialistycznego i indywidualistycznego myślenia, z konieczności nabieramy nieufności do takiej filozofii, socjologii czy etyki, która nie umie człowiekowi odpowiedzieć na pytanie, skąd jest w nim nieogarnione pragnienie dobra, prawdy, piękna, miłości, sprawiedliwości, pokoju, jedności itd. Skąd to wszystko?
Chcąc nie chcąc człowiek przyznaje, że musiał się gdzieś w te właściwości zapożyczyć. Może ich niekiedy, w pełniejszym wymiarze, nie znaleźć w swoim otoczeniu, wśród najlepszych nawet ludzi. Widzimy geniuszów, którzy mają swoje słabości. Niekiedy ze zgorszeniem czytamy o nich w literaturze, w historii, w filozofii itd. A jednak człowiek przebija się przez to. I gdy bada życie geniusza, odpowiada sobie: Nie, to nie wszystko. To dla mnie za mało.

Jest w człowieku pragnienie, dążenie wyższego rzędu. Trzeba więc było ujawnić je człowiekowi. I dlatego Ojciec Niebieski, który wyposażył nas w te właściwości – są one jak ziarenka wrzucone w ziemię, czekające na rozwój – posyła swojego Syna, który opowiada nam wszystko o Ojcu, kim jest Ojciec. Mówi, że jest Miłością, Prawdą, Sprawiedliwością, Pokojem, że jest Jednością. I ukazuje Chrystus na sobie, w nieustannym dążeniu do Ojca, te właśnie rozwijające się właściwości: Miłość Boga Ojca, Prawdę od Ojca przyniesioną, działanie pełne dobrych uczynków – „za który z tych uczynków chcecie mnie ukamienować”? (J 10,32). Jam jest Prawda. Bóg jest Miłością. Kto w miłości trwa, w Bogu trwa, a Bóg w nim. Bóg jest Sprawiedliwością. O tym wszystkim mówi Ewangelia Chrystusowa.

Z Ewangelii można wyprowadzić cały system polityki społecznej, opieki społecznej, społecznego odnoszenia się do człowieka, służby, jedności – „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”. – „Pragnę aby ci, których Mi dałeś, Ojcze, byli jedno, jako Ja i Ty, Ojcze, jedno jesteśmy” (por. J 17,21).

To wszystko, co się w nas ledwie mieści, co jest w nas pełne niepokoju, co w nas nabiera potęgującego się dynamizmu, to wszystko znajdujemy w opowiadaniu Chrystusa o Ojcu. A więc tam jest źródło naszego wyposażenia. I jeśli człowiek pragnie iść po normalnej linii biegu, nadanego mu przez Ojca Niebieskiego, to w swoim dalszym życiu musi nieustannie rozwijać te właściwości, które w zalążku, jak ziarenko gorczyczne, leżą już w duszy. I niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu. To znaczy niespokojne będzie serce człowieka, dopóki nie włączy się w tę miłość, którą ma Bóg. W taką właśnie miłość. A więc, nie w tą powierzchowną, doznaniową, zmysłową – na dziś, na moment – która może w tej chwili człowiekowi wystarczyć, ale chyba tylko po to, ażeby się zaraz przekonał, że to nie to. Człowiek po największych doznaniach czysto zewnętrznych staje się smutny, bo się przekonał, że nic, to jeszcze nie to. Czegoś więcej mi potrzeba. A czego? – Prawdziwie, niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, w Twojej miłości.

Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w prawdzie Bożej. Wiemy, jak człowiek jest nieufny w stosunku do każdej cząstkowej prawdy, którą podają mu ludzie, jak ją sprawdza, weryfikuje. I nie tylko szuka prawdy w słowach profesora, wychowawcy, nauczyciela, ojca, matki, ale i w czynach tych ludzi. Dlatego młodzież tak dużo mówi o weryfikacji, o rzeczywistości w prawdzie. I oczekuje nie tylko prawdy intelektualnej, ale oczekuje prawdy postawy, osobowości moralnej, rzetelności – jak często się mówi – bez zakłamania.

Niespokojne jest serce człowieka, dopokąd po tych etapach rozwojowych drogi ku prawdzie, jak po jakiejś wielkiej „drabinie Jakubowej” nie dojdzie do prawdy, którą jest On sam, Bóg Ojciec, do prawdy ujawnionej nam przez Syna: Wszystko wam opowiedziałem o Ojcu.

Tak też jest i z innymi, odkrywanymi w człowieku właściwościami, pragnieniami, dążeniami. I pełnia rozwoju osobowości, naszego człowieczeństwa zależy od tego, czy nie zejdziemy na manowce w czasie burzy, ciemnicy, piorunów, prześladowań, najazdów, okupacji, gwałtów wolności sumienia, tendencji w przedstawianiu prawdy, historycznych fałszów, którymi człowiek karmiony jest w całym systemie współczesnego nauczania szkolnego. I tak się niekiedy otrząsa, jak owca po burzy z kropli deszczu, jak drzewo z zeschłych liści, które robią dużo szumu, ale nie mają w sobie życia.

I jak drzewo na wiosnę pod wpływem słonecznych promieni zaczyna na nowo proces życiowy w rozwijającym się pąkowiu, tak każdy niemal człowiek, który zawiódł się na kłamstwie, półprawdzie, na fałszu i nieszczerości, na narzuconej mu tendencji, sam zaczyna nabrzmiewać na nowo pragnieniem życia, aby wykształtowało się w jego kwiat, w jego owoc. To jest w człowieku niezniszczalne. I tylko „bałwan” może z tego zrezygnować. Ale człowiek z ambicją, z tą szlachetną ambicją zachowania wolności swojej osobowości, do której ma wrodzone prawo, nie zrezygnuje z tego.

PRZED WAMI DROGA OTWARTA – WYBIERAJCIE TO, CO DOBRE

Dlatego młodzi są zwykle niezadowoleni ze starych, bo odkrywają w nich egoizm, małostkowość, kłamstewka, szwindle. Więc rozpoczynają, „da capo al fine”, nieustanną rewizję. Każde młode pokolenie przeprowadza rewizję w stosunku do tego, co było. I zapowiada: My to wszystko lepiej zrobimy, – O! Zróbcie to lepiej! A uczynicie to wtedy, gdy odkrywając braki starego pokolenia, nie będziecie ich naśladowali. Gdy weźmiecie z przeszłości, czy teraźniejszości to, co jest rzetelne, co jest z prawdy, z miłości, ze sprawiedliwości, z jedności, z ofiary, ze służby, z pokoju, z poświęcenia się – i rozwiniecie w sobie. A ten cały śmieć, tę tendencyjną „okolicznościowość” układania sobie wygodnego życia, to „aby się, Boże broń, nie narazić”, to wszystko, co pomniejsza człowieka i czyni z niego niewolnika rzeczywistości – odrzucicie.

Na jakim więc jesteście etapie? Macie w sobie dążenie do wspólnoty w miłości, w prawdzie, w jedności, w pokoju, w służbie, w sprawiedliwości. I na tej drodze dojdziecie do Tego, który jest Ojcem tych wszystkich waszych właściwości. Jest Ojcem, który lękając się o wasze błędy, posyła wam swojego Syna. A On ujawnia wam wasze pochodzenie i skąd są w was te właściwości, które was i niepokoją, i radują. Gdy czujecie, że coś nie wypadło tak, jak byście tego pragnęli, uprawiacie na sobie samosąd. Wtedy widzicie, że i wy nie jesteście na jakimś odcinku rzetelną miłością – może samolubstwem i egoizmem nie liczącym się z nikim – że i wy nie jesteście w całej prawdzie, że i w was jest coś z niesprawiedliwości, że i w was jest jakiś nieład samolubnego wygodnictwa.

To wszystko w sobie odkrywacie. Nie jesteście z siebie zadowoleni. A tak byście chcieli być z siebie zadowoleni. I słusznie. A więc pomoże Wam Chrystus, który od Ojca przyszedł i zapożyczył się, przez działanie Ducha Świętego, pod sercem Maryi w serce ludzkie. I każe wam wasze serca kształtować na podobieństwo Serca swego i Serca swej Matki.

Oto, Dzieci Boże, „wichry” myśli, które „harcują na przełęczy”, na której znaleźliście się po uzyskaniu matury. Trzeba wybrać dobrze. Już teraz trzeba myśleć o sensie życia, bo nie warto żyć byle jak. Nie warto na tym świecie robić byle czego, bo szkoda życia. Pewnie, są różne zadania społeczne, ważne lub mniej ważne, ale w dużym stopniu od was zależy, co będziecie chcieli w życiu robić i jak to ocenicie pod koniec życia. Czy warto było na to życie poświęcić.

Nieraz ludzie starzy, którzy już stają na nowym przełomie i czują, że z wyprawy na ziemię trzeba wracać do Ojca, oceniają swoje życie i mówią: Gdybym je na nowo zaczynał, poszedłbym po innej linii, wybrałbym inny kierunek życia, inne zadanie życiowe, poświęciłbym się innemu powołaniu. I krytykują i oceniają siebie niekiedy rozpaczliwie. Może nawet czasem przesadzają.

Ale przed wami jest droga otwarta. Musicie przyjrzeć się swojemu sercu i porównać je z Sercem Bożym. Musicie uznać dążenia waszego serca do Bożego Serca i zrozumieć, że te dążenia nie są waszego pochodzenia, ale są w was wszczepione. I musicie pamiętać, że z pomocą tych promieni prawdy, miłości, dobra, pokoju, służby, poświęcenia i ofiary prowadzi prosta droga – przez Chrystusa wprost do Ojcowego Serca. Pomaga wam w tym Kościół Chrystusowy, który ciągle przypomina wam o obowiązku życia w miłości Boga i ludzi, życia w prawdzie, w jedności, w pokoju, w sprawiedliwości, w ofierze, w poświęceniu się dla innych. To wszystko może rozwijać się tylko we wspólnocie. Nie dziwcie się więc, że Chrystus, gdy zagubiła się owca, poszedł po nią, odszukał ją, przyniósł do wspólnoty, do owczarni i tam się nią opiekował.

Obyście tej opieki, tak delikatnej, dyskretnej, tak bezpośredniej i bliskiej, nigdy nie zagubili. Bóg was nie opuści. Ale wy możecie niekiedy się zabłąkać. On wtedy za wami pójdzie. On was zawsze znajdzie. Ale musi być w was to wołanie do Niego. Tak jak uwikłana w ciernie, w krzaki, zagubiona owca się żali. Jak ona się skarży, jak ona daje znać o sobie. To jest modlitwa człowieka – wołanie w was do Pasterza, wołanie do waszej Matki, która doprowadza Was do Pasterza. O to będziemy się modlić.