CHRYSTUS PRAWZOREM NASZEGO ZMARTWYCHWSTANIA DO SIÓSTR ZAKONNYCH
[Warszawa, Wielka Sobota, 9 kwietnia 1977]
Drogi Księże Biskupie, Księża dyrektorzy, Drogi Ojcze, Siostry i goście francuscy!
Właściwie w Wielką Sobotą należałoby mówić jak najmniej. Do tej „wstrzemięźliwości” słownej zachęca nas Kościół w liturgii nieszpornej, mówiąc: „In pace in idipsum dormiam et requiescam”. To jest program dla przeżyć Kościoła w tym dniu. W Wielką Sobotę w Kościele wszystko milczy. Może w Kościele polskim jest nieco inaczej, bo my jesteśmy ludźmi dość ruchliwymi, nawet w modlitwie i dlatego zapełniamy nasze świątynie modlitwą oraz tradycyjnymi obrzędami, uzupełniającymi nasze liturgiczne przeżycia. Niemniej jednak ma nad nami władać postawa Chrystusa.
A Chrystus, który pracował „wczoraj, dziś i jutro”, teraz odpoczywa. Wielki Czwartek był dla Chrystusa dniem wielkich dokonań: dniem ogłoszenia programu miłości Boga i bliźniego, dniem ustanowienia Eucharystii i kapłaństwa. A później nadszedł moment wypełnienia tych programowych założeń – Kalwaria i Krzyż, na którym w szczytowym wymiarze objawiła się miłość Chrystusa, Jego uległość wobec Ojca i poświęcenie dla nas. Objawiło się nowe stworzenie – „nova creatura”. Bóg-Człowiek, który poszedł na krzyż jako Mąż boleści, robak a nie człowiek, zstąpił z krzyża w chwale Zmartwychwstania. Przez to okazał swoją moc i działanie, które zakończyło niejako okres „szczęśliwej winy” – „felix culpa”, zapoczątkowany w raju. Z drzewa rajskiego moc Boża przeszła na drzewo krzyża, z ogrodu rajskiego – do Ogrodu Oliwnego i Ogrodu Kalwaryjskiego. To wielkie Alfa i Omega, początek i koniec działania Chrystusa. Teraz jest już tylko Zmartwychwstaniem i Życiem – „Vita et Reseurectio nostra”. Taki jest dalszy ciąg programu, który Chrystus ogłosił w Wieczerniku, a dokonał na Kalwarii.
Po tych dokonaniach nadchodzi wielka Sobota, w której Chrystus już nie działa, odpoczywa jak Olbrzym po bieżeniu dróg wielkich. Odpoczywa i ogarnia milczeniem nawet działanie Kościoła. Kościół w Wielką Sobotę zawiesza swe czynności. Nie odprawia nawet Najświętszej Ofiary. Dokona tego dzieła dopiero w liturgicznej Wigilii Paschalnej. A gdy ją zakończy, wtedy rozpoczyna nowy okres życia – mocami Krzyża. I to jest nasza Wielkanoc, która się nie kończy. Jej przedłużenie nieustannie trwa poprzez wszystkie niedziele roku liturgicznego. Kościół dzień po dniu, niedziela po niedzieli, przeżywa swoje wielkie dzieło uświęcania ludzi.
Dzisiaj Kościół przypomina nam źródło chrzcielne. Będzie poświęcał wodę chrztu i będzie jednocześnie odsłaniał bramy wiodące do Królestwa Niebieskiego. Przypomni też nam i nasz chrzest i zaprosi nas do odnowienia przyrzeczeń chrztu świętego. Przez to sprawi, że będziemy w naszym życiu lepiej wiązali w całość chrzest i zmartwychwstanie.
ZA CHRYSTUSEM ZMARTWYCHWSTAŁYM I MY ZMARTWYCHWSTANIEMY
Te wielkie dzieła w życiu Chrystusa i Jego Kościoła powtarzają się w życiu każdego z nas. Mówimy o zmartwychwstaniu Chrystusa i słusznie radujemy się tym dokonaniem, bo gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremno byłoby przepowiadanie nasze, daremna też byłaby i wiara nasza. Ale Chrystus zmartwychwstał, jak mówi Apostoł – „primitiea dormientium”. Stąd wyprowadza On nakaz naszego zmartwychwstania i przypomina: „Potrzeba, abyście i wy zmartwychwstali, jak Ja zmartwychwstałem”.
To jest droga życia każdego z nas. Słusznie mówimy dziś o zmartwychwstaniu Chrystusa, ale pamiętajmy, że jest ono prawzorem, prototypem naszego zmartwychwstania, że my właściwie czcząc zmartwychwstanie Chrystusa, przypominamy sobie to wielkie dzieło, które dokonane będzie i w naszym życiu. Wśród licznych prawd, które Kościół podaje nam do wierzenia, jako prawdy inicjalne, jako sprawdziany naszej wiary, jest wiara w zmartwychwstanie. Ale trzeba równie mocno wierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa, jak też i w zmartwychwstanie nasze, każdego z nas. Dlatego uroczystość wielkanocna jest nie tylko uroczystością wspominającą fakt zmartwychwstania Chrystusa, ale nie jest również przypomnieniem naszego kiedyś zmartwychwstania, do którego przez krzyż życia i przez śmierć dojdziemy. Jest to więc Wielkanoc każdego z dzieci Bożych, odkupionych na krzyżu.
Gdy w tej chwili wypełniamy tę salę, jeszcze nie odmienieni, jeszcze pozostający na naszej drodze kalwaryjskiej, jeszcze może nie rozumiejący w pełni sensu krzyża i cierpienia – chociaż tak dużo o tym mówimy, zwłaszcza gdy nam nie wszystko wychodzi – trzeba z żywą wiarą myśleć o naszym zmartwychwstaniu. I wy, dzieci kochane, które jesteście w tej chwili w drodze na waszą Kalwarię, musicie niejako przymknąć oczy na nieuniknioną konieczność drogi krzyżowej i krzyża, a szeroko otworzyć je na wasze zmartwychwstanie.
Nie możemy ściśle określić detali i szczegółów naszego osobistego życia, nie możemy o sobie wiele powiedzieć, ale jedno jest pewne: każdy z nas zmartwychwstanie! To jest rzecz nieunikniona i radosna. Otwiera nam ona oczy na szczęście człowieka, który przez chrzest wchodzi w bramy Kościoła, a przez zmartwychwstanie – w brany Królestwa Niebieskiego. I my musimy być wyznawcami tej prawdy, że Chrystus – Zmartwychwstanie i Życie, jest naszym zmartwychwstaniem i naszym życiem. Wtedy możemy stać prosto, patrząc twarzą w Twarz Tego, który otwiera nam bramy nieba.
NIE SZCZĘDŹMY CZASU NA MODLITWĘ
Dzisiaj w jednym z pism przypomniano wstęp do tej wielkiej prawdy, w ujęciu Brandstaettera: „Niechaj zamęt nie ogarnia waszego serca. Wierzcie w Boga, więc i we Mnie wierzcie. W domu mojego Ojca jest wiele pomieszczeń. Gdyby tak nie było, powiedziałbym wam o tym. Idę bowiem przygotować dla was miejsce. A gdy pójdę i miejsce dla was przygotuję, wrócę i zabiorę was do siebie, abyście tam byli, gdzie i Ja Jasem” (J 14,1-3). Jakże potrzebne jest nam to przypomnienie Chrystusowej obietnicy! My jesteśmy zatroskani jeszcze kłopotami drogi krzyżowej. A tam był hałas i tumult, choć działy się wspaniale sprawy. Tam było spotkanie z Matką, tam był problem pomocy Szymona z Cyreny, tam była „Vera ikon” i niewiasty płaczące, które Chrystus pocieszał. To wszystko miało miejsce tam, na Kalwarii. A może mieć też miejsce, choć w różnym wymiarze, i w naszym życiu. Ostatecznie bowiem wszystko zmierza do jednego: do tej nieuniknionej chwili, której się może trochę lękamy, bo zmartwychwstanie jest poprzedzone przez śmierć. My chcemy zmartwychwstać, ale radzi byśmy uniknąć i drogi krzyżowej, i śmierci. A tymczasem Chrystus tego nie uniknął, a On jest naszym Prawzorem.
Ogromnie lubimy rozprawiać o radościach Kościoła. Owszem, programujemy nawet, aby chrześcijaństwo było bardziej radosne; jak to nieraz i u nas mówią – aby było chrześcijaństwem bez krzyża, bez drogi krzyżowej, bez „gorzkich żalów”, bo to wszystko nam się bardzo nie podoba. Ale gdy nas to wszystko niepokoi, niech nas przynajmniej raduje pewność naszego zmartwychwstania.
Jesteśmy ludźmi ruchliwymi. Święty Augustyn o was szczególnie opowiada, Drogie Siostry i Matki, że wy nawet gdy grzeszycie, to bardziej „mobilitate mentis quem malitia”. Taka chwalebną wstawia wam cenzurkę i tak też usprawiedliwia matkę synów Zebedeuszowych, która prosiła o pierwsze miejsce dla swoich synów – po prawicy i po lewicy. My panowie, oburzamy się na jej zuchwałość, a święty Augustyn, który znał się na kobietach, usprawiedliwia ją. To wy właśnie robicie ten przedziwny szum wielkanocny, zwłaszcza Wielkiego Tygodnia. Wasza „droga krzyżowa” to jest dopiero rozruch niebywały w każdymi domu!
A Chrystus – „in pace in idipsum dorniam et requiescam”. Jest czas pracy, jest też czas modlitwy. Pamiętajcie więc, że ten rozmach prac domowych jest jakąś pokusą, którą nam podrzuca nieprzyjazny człowiek, jakby zachęcając: zapomnijcie o tym, że jest Droga Krzyżowa, że jest wielki Tydzień, Wielki Piątek. Kościoły są prawie puste, bo modlicie się w kapliczkach na „szybko”, aby wracać co tchu na waszą drogę krzyżową rozlicznych kłopotów. A przecież całe nasze życie jest w Chrystusie. I my ciągle powtarzany: „per Christum, cum Christo, in Christo”. A w Wielkim Tygodniu, kiedy nas najbardziej potrzeba przy Nim, mamy sto najrozmaitszych zajęć…
Dlatego też, chociaż w Wielką Sobotę, na pewno macie bogaty program, przytrzymałem was w tej sali, byście miały możność zastanowić się, iż Święto, które jest przed wami, to święto waszego chrztu i waszego zmartwychwstania. Ja dopiero niedawno, będąc starym biskupem, zapisałem sobie w kalendarzu dzień mojego chrztu. I pierwszy raz w tym roku będę obchodził dzień swojego chrztu. Zazwyczaj bowiem obchodzi się dzień imienin. Dzisiaj jest dzień waszego chrztu, każdej z was. Bo dzień waszego zmartwychwstania to już sprawa Ojca Niebieskiego. Jak Chrystusa wskrzesił z martwych, tak też będzie wiedział, kiedy nas wszystkich podnieść z grobu. Ale już dzisiaj możemy dziękować Chrystusowi za to, że będąc Prawzorem zmartwychwstania, nakazuje nam obchodzić swoje i nasze zmartwychwstanie. Jeden z Ojców Apostolskich napisał, że Chrystus – Głowa zmartwychwstając, dźwiga wszystkie członki. To my jesteśmy członkami Mistycznego Ciała Chrystusa.
Może spodziewałyście się, że dziś wypowiem wielka mowę polityczną. Ale nie, dość tego wszystkiego! Bądźmy w naszej ojczyźnie prawdziwymi chrześcijanami, to znaczy – myślmy teologicznie, liturgicznie, po Chrystusowemu. Przeżywajmy prawdy Boże – jak do tego jesteśmy powołani – przynajmniej w Wielką Sobotę, gdy się wszystko ucisza i gdy Chrystus nas zachęca, byśmy sobie przy Nim troszkę przysiedli jak Maria i z wiara czekali. Bo On, „primitas dormientium”, wszystkich nas podźwignie i do Ojca poprowadzi.
Dzisiaj w liturgii godzin mamy piękny tekst dawnego, nieznanego pisarza chrześcijańskiego, przedstawiający rozmowę Chrystusa z Adamem w otchłani. Może w tej otchłani życiowej niejednemu z nas przydałaby się dzisiaj taka rozmowa z Chrystusem?
Drogie Siostry! Przyszłyście z kwiatami, chociaż same jesteście kwiatami. Przyszłyście tutaj z malowanymi owocami, chociaż same jesteście owocem Bożym. Przyszłyście z otwartymi sercami, pamiętając, że właśnie wczoraj wspominaliśmy pamiątkę otwartego Serca. Życzę wam, byście dla Chrystusa były kwiatami i owocem obfitującym, byście dla Niego i przez Niego były sercem.
Bardzo się raduj, że w naszym gronie mamy kilka sióstr francuskich z naszą miła siostrą, która już wczoraj zabiegała o to, aby was dostrzec. Widzę was, bardzo się cieszę, że jesteście. Nie chcę zniekształcać waszego pięknego i kapryśnego języka francuskiego, dlatego mówię do was po polsku, w nadziei, że o Molette wszystko wam powie i wyjaśni. Ale wiem, kochane siostry, że lubicie dużo mówić i dużo pisać. Prosimy więc was o jedno: gdy wrócicie do swojej ojczyzny, nie chwalcie nas. Nie mówcie, że widziałyście w tej Polsce coś niezwykłego. Widzicie zwykłą sprawę. Jesteśmy na drodze krzyżowej i ufamy Chrystusowi. Nie zrażamy się niczym. Wymagań Chrystusowi nie stawiamy.
Moglibyśmy też was prosić, żeby tam, we Francji, troszkę lepiej o nas pisano. Ale na wszystko się godzimy. Wiemy, że jesteście krainą wolności: piszecie i myślicie, co wam się żywnie podoba. My możemy wam przynajmniej jedno powiedzieć: bardzo dobrze o was myślimy i nic złego w naszej katolickiej prasie o was nie piszemy. A mamy nadzieję na odrobinę wzajemności. Ale nie podnośmy wymagań – nie chcemy niczego. Patrzcie na nas, módlcie się z nami i wierzcie tak, jak wierzą wasze Bretonki. Tak i wy wierzcie Kościołowi i ni poprawiajcie Kościoła. Przestańcie pisać o „kryzysie Kościoła, bo nie ma kryzysu, gdy Chrystus w Kościele żyje. Gdyby umarł, można by mówić o kryzysie Kościoła, ale Chrystus w Kościele żyje! Jaką mocą jest dla tych, którzy w Niego wierzą, możecie to łatwo spostrzec na naszej modlitwie. Módlcie się, mocno wierzcie i ufajcie, że Chrystus jest mocny dzisiaj tak, jak i wczoraj. I tak będzie –i w Polsce, i we Francji. W to ufajcie! Wszystkim wam błogosławię.