+48 22 831 61 51 instytut@wyszynskiprymas.pl
MARYJA NASZĄ POMOCĄ, A MY JEJ POMOCNIKAMI

MARYJA NASZĄ POMOCĄ, A MY JEJ POMOCNIKAMI
PODCZAS NABOŻEŃSTWA MAJOWEGO
    [Nieborów, 24 maja 1972]

Drogi Księże Proboszczu,
Umiłowani Kapłani,
Dzieci, Młodzieży, Rodzice,
Ludu Boży świętej Rodziny parafialnej Nieborowie!
Gromadzi nas dzisiaj wokół ołtarza Bożego święto Maryi Wspomożycielki Wiernych, które, na prośbę Biskupów polskich, zostało zachowane w liturgii całego Kościoła polskiego. Przypadło ono w tym roku niemal bezpośrednio po uroczystości Matki Kościoła, którą obchodziliśmy w poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego. Myśli nasze i serca kierują się więc dzisiaj ku Najlepszej Matce. Tak bardzo Jej ufamy, że nawet wtedy, gdy jeszcze nie było takiego święta w Kościele, patrzyliśmy na Nią zawsze jako na Matkę Kościoła, która jest gotowa wszystkim spieszyć z pomocą i wypraszać łaski u swojego Syna.

MARYJA – NASZĄ JEDYNĄ NADZIEJĄ
San Bóg tego pragnął. Zapowiadał przyjście Niewiasty, która zetrze głowę węża, chociaż on będzie czyhał na stopę Jej. Ukazana w Starym Przymierzu Niewiasta, obudziła nadzieję po grzechu rajskim. Oto Rodzina ludzka nie przepadnie pod władzą mocarzy ciemności, bo znalazła w Niej pomoc i ratunek. Nadzieja ta przyświecała ludzkości przez tysiące lat, aż do chwili, gdy Anioł Pański został posłany do Maryi w Nazaret i zapowiedział Jej, że oto przychodzi obiecany Mesjasz, Ten, który będzie pojednaniem ludzi z Bogiem.
Matka Najświętsza – po Zwiastowaniu – sama dźwigała wielki ciężar obecności Boga wśród ludzi. Wprawdzie usłyszała, że pocznie i porodzi Syna a On będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, ale trzeba było na to poczekać. Sama czekała tej chwili, gdy w Betlejem wyda na świat Bożego Syna. Jej tylko pozostawiono opiekę nad kształtującym się pod Jej sercem Dziecięciem. Nikt jeszcze nie rozumiał posłannictwa Maryi, prócz Józefa i Elżbiety. Aż nadszedł dzień, w którym „Słowo Ciałem się stało i zamieszkało między nami”. Dzień, w którym Maryja Bogurodzica ukazała światu na ramionach swoich Bożego Syna.
Przenieśmy się na chwilę na wzgórze Kalwaryjskie. Widzimy na krzyżu martwe Ciało Chrystusa, a pod krzyżem – Jego Matkę. Maryja stoi mężnie, nie załamuje się. Chociaż odszedł do Ojca Syn Człowieczy, Jej i Boży Syn, Ona trwa pod krzyżem, bo Jezus umierając powiedział do Niej: „Oto syn Twój” – wskazując na Jana, a może na wszystkich stojących wokół krzyża. „Oto Matka twoja” – usłyszał radosną nowinę Jan. Maryja dobrze zrozumiała słowa swojego Syna. Z Jego woli stała się Matką wszystkich dzieci Bożych, odkupionych zbawczą Krwią Chrystusa.
W chwili ciemności, gdy niejako pogasły wszystkie światła i nadzieje, pozostała tylko Ona – Maryja. Może Bóg chciał, abyśmy oswoili się z tym, że w momentach najtrudniejszych, gdy zda się – żaden głos Boży nie przemawia do duszy, w osamotnieniu naszym zawsze jest z nami Maryja. Może człowiekowi wydawać się niekiedy, że wszystko w nim zamarło, że znikąd żadnej nadziei i pomocy – nawet Bóg milczy – a jednak i w takim momencie jest przy nas Maryja. Ona stoi nie tylko pod krzyżem Chrystusa, ale pod krzyżem każdego człowieka. Jest bliska naszym cierpieniom, mękom, trudom i niepokojom. Jest naszą jedyną nadzieją.
W ubiegłą niedzielę zwiastuni Dobrej Nowiny – kapłani, czytali opis Zesłania Ducha Świętego w dniu Zielonych Świąt. Gdy Jezus odszedł do Ojca, Apostołowie wrócili z Góry Oliwnej do Jerozolimy, aby tam oczekiwać na przyjście Ducha Pocieszyciela. Wiedzieli, co mają czynić, bo Chrystus im przedtem powiedział: Idźcie do wieczernika i nie odchodźcie z Jerozolimy, aż wam poślę obiecanego Ducha Świętego (por. Dz 1,4). Lecz kim był Duch Święty, nie bardzo wiedzieli. Ale wśród nich była Maryja, która poznała już Jego działanie w chwili Zwiastowania w Nazaret. Trwała więc razem z Apostołami, uczniami i niewiastami na modlitwie, czekając na obiecanego Ducha Miłości.
Apostołowie, którzy jeszcze do niedawna obcowali co dzień z Jezusem – patrzyli na Jego czyny, słuchali Jego słów, widzieli Jego cuda, razem z Nin zasiadali do stołu, widzieli zwłaszcza po Zmartwychwstaniu, jak pożywał z nimi pokarmy, a nawet sam troszczył się o to, aby mieli co jeść – mogli ulec niepokojowi, gdy nagle wszystko się skoczyło. Co mają robić, dokąd się udać?
Jedyną nadzieją była dla nich Matka Jezusa. Możemy sobie wyobrazić, jak oczy wszystkich zebranych w Wieczerniku – Apostołów, uczniów i niewiast – zwrócone były ku Maryi. Patrzyli na Nią i razem z Nią czekali na przyjście Pocieszyciela. Ufali Jej. Wiedzieli, że w trudnej dla młodego Kościoła chwili – Ona ich nie opuści. Gdy więc w dzień Pięćdziesiątnicy nad głowami uczniów zapłonęły ognie, będące znakiem obecności Ducha Świętego, Jej spokój i radość udzieliła się całemu zgromadzeniu.

POMÓŻMY MARYI WYPEŁNIĆ ZADANIE W KOŚCIELE JEJ SYNA
Wiemy, Najmilsi, że mogą być takie chwile – i były – gdy wokół nas zda się wszystko cichnie i znikąd nie na już pociechy, ratunku i nadziei. A jednak i wtedy jeszcze przy nas Maryja. Dlatego Sobór Watykański II w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele przypomina, że Maryja jest obecna w misterium Chrystusa i Kościoła. Jest obecna zawsze – i dzisiaj! Oczywiście, obecna to nie znaczy bezczynna. Nie! Maryja nieustannie działa, wypełniając zadanie, które wyznaczył Jej Chrystus. I Ona zna swoje zadanie.
Wy, Drogie Matki, wiecie, że w rodzinie często już wszyscy śpią, utrudzeni pracą dnia, w domu jest cicho i ciemno, ale się Wy jeszcze czuwacie. Podobnie jest w Kościele Bożym. Gdy zdaje się nam, że jesteśmy osamotnieni, bo Bóg milczy i chyba nie widzi wszystkich nieszczęść, cierpień, niedoli i zła – Maryja, Matka czuwa, jest przy nas, widzi nasze zmagania i wysiłki. Taki jest sens tajemnicy, którą przypomniał nam Sobór: Maryja obecna w misterium Chrystusa i Kościoła. Obecna – to znaczy czujna, wrażliwa, uważna, troskliwa, zapobiegliwa. Może jak w Kanie Galilejskiej, tak i dziś przypomina swojemu Synowi: „Wina nie mają…” – chleba nie mają, zdrowia i dachu nad głową nie mają, pokoju serca nie mają… miłości nie doznają… Tak szepcze nieustannie swojemu Synowi. To jest Jej zadanie w misterium Chrystusa i Kościoła.
Ale rzecz znamienna, Dzieci Boże, że nawet w chwilach trudnych, Maryja nigdy nie była samotna. Sama wypełniała swoje zadanie, ale zawsze ktoś przy Niej był. W domu nazaretańskim był Jej opiekun – Józef. Na Kalwarii pod krzyżem Chrystusa był Jan, Magdalena, Maria Salome, różne niewiasty z Galilei. A późnij przyłączyli się do Niej różni ludzie, nawet tacy, którzy przedtem nie byli przyjaźni Chrystusowi. Gdy doznali światła łaski, mówili: „Prawdziwie, to był Syn Boży”. Wszyscy skupili się przy Tej, która stała spokojnie, rozumiejąc tajemnicę Krzyża. Wspierali Maryję, chociaż oczekiwali też od Niej pomocy. Tak było również w Wieczerniku Zielonych Świąt, przed przyjściem Ducha Świętego. Maryja wspierała wszystkich zgromadzonych, ale i oni Ją wspierali, aby mogła wypełnić swoje zadanie wobec młodego Kościoła.
Dzieci Boże! Wiara w to, że Maryja jest, że nas widzi, czuwa nad nami, że działa i pomaga – jest tak powszechna, iż nazywamy Maryję Matką Bożą Nieustającej Pomocy, Wspomożeniem Wiernych, Wspomożycielką i Matką Najlepszą. Nazywamy Ją dzisiaj Matką Kościoła. Wołamy do Niej: Matko nasza! Pielgrzymujemy do Jej sanktuariów. A Maryja raz po raz w jakimś kraju, w nieznanej przedtem miejscowości, jak Lourdes, Fatima, La Salatte, czy gdziekolwiek – ukazuje się, mówiąc, że chce zaradzić cierpieniom i mękom ludzkim. Chce nam pomóc. A więc jest! Wierzymy w to. Jednego tylko potrzeba, abyśmy przy Niej stanęli i razem z Nią czuwali. Abyśmy wspierali Ją w wypełnieniu zadania, które ma w Rodzinie ludzkiej do spełnienia. A jak Jej mamy pomagać?
Wy, Matki i Ojcowie, prowadźcie do Niej swoje dzieci i młodzież. Ofiarujcie Jej to, co dla was najdroższe w świecie – wasze dzieci, a Ona doprowadzi je do Chrystusa. Gdy ktoś choruje, oddajcie cierpiącego Lekarce chrześcijańskiej, a Ona wyjedna mu u Boskiego Lekarza zdrowie. Gdy nie ma chleba w domu, gdy jest niedostatek, wołajcie do Maryi, która karmiła świata Zbawienie, aby jak Matka dała wam pożywienie. Ona przecież patrzyła na wielkie cuda Chrystusa, jak rozmnażał chleby i żywił tysiące. Jej więc oddawajcie wasze troski i niepokój o urodzaje ziemskie, aby je Bóg dał i zachować raczył. Jej oddawajcie wszystkie wasze dzienne sprawy, a Ona przekaże je Temu, któremu Ojciec niebieski oddał wszystko, co jest na niebie i na ziemi.
W ten sposób będziecie współdziałać nieustannie z tą Matką, którą w Ojczyźnie naszej nazywamy Matką Kościoła, Wspomożeniem Wiernych, Królową Polski. Jej przecież, jako Królowej i Matce, oddaliśmy się w macierzyńską niewolę miłości. A są w Ojczyźnie takie sprawy, które w szczególny sposób trzeba oddawać Maryi.

NAJTRUDNIEJSZE SPRAWY W OJCZYŹNIE NASZEJ, KTÓRE MUSIMY POWIERZAĆ MARYI
Wiecie, jak poważna jest dzisiaj sytuacja młodzieży. Ile musi ona przezwyciężyć trudności, aby dochować wiary, nie dać jej sobie odebrać, nie pozwolić na podsianie kąkolu wątpliwości, nie poddać się szerzonej nienawiści, nie ulec demoralizacji, nie utonąć w nietrzeźwości, tak dzisiaj przecież powszechnej. Musimy pomóc naszym dzieciom. Musimy sami dać im dobry przykład. Ale i my musimy mieć pomoc. A kto nam pomoże, jeśli nie Bóg, Stworzyciel nieba i ziemi, Ojciec waszych dzieci!
Nie myślcie – jak niektórzy chcą w nas wmówić – że „Polska bez Boga” będzie lepsza, że będzie w niej lepiej, gdy usunie się Boga z polskiej ziemi i „wypowie” Mu mieszkanie. Nie myślcie, że wtedy będzie łatwiejsze życie w Ojczyźnie, gdy ludzie zapomną, że jest Bóg na niebie. Nie myślcie, że jedynym ratunkiem na wszystkie nasze niepowodzenia jest niewiara; że wiara jest przeszkodą do dobrobytu i pokoju społecznego. Nie wierzcie temu! Jeżeli zagłuszymy w sobie głos sumienia, które liczy się z Bogiem, jeżeli zabraknie w Polsce wrażliwości na miłość Bożą i miłość ludzi, życie w naszej Ojczyźnie stanie się niemożliwe, nieludzkie, nie do wytrzymania.
Nie myślcie, że jeżeli całą Polskę pokryjemy fabrykami, osiągniemy już dobrobyt. Można dużo produkować i dużo zarabiać, można dużo wwozić i wywozić, można prowadzić handel z całym światem, a jednak gdy to wszystko co uzyskamy będzie przepite, zmarnowane, rozproszone – Polska nie będzie szczęśliwa!
Niedawno wyczytaliśmy, że w roku nadchodzącym będzie więcej wódki, niż w roku bieżącym. I cóż z tego? Czy Wam się wydaje, że gdyby we wszystkich polskich rzekach płynęła wódka, to Polska byłaby szczęśliwsza? Czy myślicie, że jeżeli rozpije się mąż, żona i dzieci, to w rodzinie będzie pokój? Że bezpieczniejsze będzie wasze życie, gdy kierowca autobusu, lokomotywy, czy robotnik w fabryce będzie pijany, nietrzeźwy? Ile to wszystko pochłonie dobra publicznego, ile spowoduje nieszczęść, utraty zdrowia, kalectwa!
Z tytułu moich obowiązków dużo jeżdżę po Polsce. Mam zwyczaj, że po powrocie do domu zapisuję, ilu widziałem na drodze ludzi pijanych, ile wypadków. Rzadko kiedy zdarzy się przejechać z Gniezna do Warszawy i z powrotem, by nie spotkać pijaków, których trzeba omijać z wielką ostrożnością, albo też by nie być świadkiem jakiejś katastrofy samochodowej, spowodowanej przez nietrzeźwego kierowcę czy przechodnia. I tak bez końca…
Nie myślcie, że „Polska pijana” będzie lepszą i szczęśliwszą. Nie myślcie, że „Polska rozwiązła” będzie bardziej postępowa, europejska, światowa. Pogniły narody rozwiązłe, nieczyste, nie znające sumienia; narody, które nie szanowały swego największego skarbu, jakim jest nie złoto czy papiery wartościowe w bankach, lecz kołyska, bo w niej jest życie! I Polska jest szczęśliwa życiem, a nie bogactwem banków, ilością papierów wartościowych. Nic po papierkach, choćby były „zielone”, jeżeli nie będziemy mieli żywego skarbu, jakim jest rodzący się Naród.
O przyszłości Narodu rozstrzygniecie dziś Wy – rodzice! I nikt Was, matki i ojcowie, w waszym zadaniu przekazywania życia nie zastąpi. Chociażby w Polsce wybudowano jeszcze dziesięć nowych hut, jeżeli kołyski będą puste, cóż to pomoże? Dzisiaj tak dużo mówi się o pracy i o pobudkach przynaglających do pracy. A wszyscy wiemy, że najwspanialszym bodźcem do pracy są dzieci. Człowiek zazwyczaj nie pracuje dla dalekich, odległych ideałów; pracuje dla swego dziecka, które potrzebuje pożywienia i ubrania. Tak myśli każdy ojciec i każda matka. Jeżeli nie będzie w domu dzieci, to i praca wasza nie będzie miała bezpośredniego celu i pobudki..
Rozważając grożące nam niebezpieczeństwa, patrzymy ku Najlepszej Matce, ku Matce Chrystusowej, która czuwa przy żłóbku swojego Syna. Ten żłóbek nie jest pusty. Gdyby Maryja powiedziała Aniołowi: Nie chcę tego, co zwiastujesz, nie chcę być matką, choćby Boga samego – nie byłoby Zbawiciela na świecie. Gdyby wszystkie kobiety powiedziały: Nie chcemy być matkami – Polska nie miałaby ludzi. A przecież już dziś w gazetach czytamy, że jeżeli utrzyma się stan dotychczasowy, to ludność Polski będzie spadać w przerażającym tempie. Już dzisiaj obliczają, ile może nas być w roku 2000 na błogosławionej ziemi polskiej, którą Wy tak kochacie i która pod dłońmi waszymi staje się żyzna, macierzyńska i hojna w plony. Im więcej pracy w nią włożycie, tym większa obfitość zbiorów. Ale trzeba mieć jakieś pobudki, bodźce do prac. Bóg powiedział” „Czyńcie, sobie ziemię poddaną”, a Apostoł poucza: „Pracujcie nie tak jakoby ludziom, ale jako Bogu” (por. 1 Tes, 2,40.
Z dzisiejszej uroczystości Maryi Wspomożycielki Wiernych – wyprowadźmy wniosek: Musimy skupić się przy Maryi i stać przy Niej wiernie, jak gromadka bliskich serc pod krzyżem na Kalwarii, czy w Wieczerniku Zielonych Świąt. Maryja jest obecna w misterium Chrystusa i Kościoła i wypełnia wyznaczone Jej przez Syna zadanie. A my – przy Niej! Stańmy się Jej pomocnikami, aby mogła przez nas działać. Dopiero wtedy „szczęśliwą będzie Polaka cała”, jak śpiewamy w pieśni.
Kończąc, pragnę dać wyraz swej radości, że pomimo dnia pracy, przyszliście tutaj tak licznie. Wasz Ksiądz Proboszcz, który niedawno u Was pracuje, ale pracuje gorliwie, jak i poprzednio na innych parafiach, powiedział mi: Prymas musi przyjechać do Nieborowa. A Wy rozumiecie, co to znaczy. Nie mogłem powiedzieć: nie. Więc jestem. Dziękuję Wam, że i Wy jesteście. Dziękuję za słowa powitania, za wasze kwiatuszki, Dzieci. Trochę ich było za dużo, albo ręce mam za krótkie. Dziękuję za piękne śpiewy „motylków”, które zastąpiły mi drogę na progu świątyni; za obecność każdego z Was, która mnie, waszemu biskupowi, jest tak miła i radosna. Bóg Wam zapłać! Będziemy się wspólnie modlili o pełną szczęśliwość i pokój Boży w waszej Rodzinie parafialnej. A potem udzielę Wam błogosławieństwa.

ZJEDNOCZENIE SERC DWOJGA...

ZJEDNOCZENIE SERC DWOJGA…
PODCZAS NABOŻEŃSTWA MAJOWEGO
    [Warszawa, kościół św. Szczepana, 31 maja 1968]

Umiłowane Dzieci Boże, Dzieci moje!
Modlitwa nasza w dniu dzisiejszym ma miejsce na styku dwóch miesięcy: miesiąca maryjnego i miesiąca poświęconego uczczeniu Bożego serca. To spotkanie jest dla nas zawsze bardzo wymowne, albowiem przypomina Boży plan. Bóg Ojciec od początku zapragnął, aby na świecie spotkały się dwa serca. I chociaż pierwszy jego plan został zakłócony, jednak nie zniszczony. Bóg w swej mocy i nieskończonej dobroci, postanowił plan naruszony jeszcze wspanialej wypełnić i okazał to w wyborze Dwojga Serc – Jezusa i Maryi – które zespolił w sposób najgłębszy i przedziwny.
Niech kilka myśli, związanych ze spotkaniem Dwojga Serc – Serca Boga Człowieka z Sercem Matki Boga Człowieka, zatrzyma w tej chwili naszą uwagę, uczucia i myśli, aby na końcu wyprowadzić wnioski dla naszego codziennego życia.

TA, KTÓRA UWIERZYŁA MIŁOŚCI…
Dzieci Najmilsze! Wydaje mi się, że człowiek współczesny – zresztą na przestrzeni wieków, cały rodzaj ludzki – jeszcze nie rozumiał w pełni myśli Bożej, która od początku łączyła wszystkie serca. Później te serca, dążące do siebie w sposób naturalny i prosty, uległy pewnemu zakłóceniu, Trzeba więc było ukazać Boży plan we wspanialszym świetle. Poucza nas Apostoł, ze dar, którego udzielił nam Bóg, posyłając swego Syna na świat, przewyższył o wiele winę rodzaju ludzkiego.
Wina ta polegała na niedowierzaniu miłości Boga ku ludziom, na nieufności wobec prawdy, że Bóg jest Miłością. Dlatego Ojciec Niebieski ukazał światu wzór zaufania ku Bogu Miłości. I oto widzimy, jak ten wzór się kształtuje. Przychodzi Zwiastun Boży do Dziewczęcia z Nazaret i opowiada Jej dziwne rzeczy, tak, iż zastanawia się nad tym, cóżby to miało być za pozdrowienie? Gdy jednak otrzymuje wyjaśnienie, natychmiast poddaje się planom Bożym, określa wobec nich swoje stanowisko: „Oto ja Służebnica Pańska”. Zawierza Miłości…
Pochwalą Ją później usta Elżbiety: „Błogosławiona, iżeś uwierzyła”… Na świecie znalazł się człowiek, który uwierzył Bogu. Uwierzył, zda się, w niemożliwe… Bo jakże trudne do podjęcia było zejście na ziemie Słowa Przedwiecznego, które z woli Ojca, przez działanie Ducha Świętego, Ciałem się stało, podobne we wszystkim do ludzi, prócz grzechu. Jakże trudne do pojęcia było również to, że Dziewica miała zostać Matką! Trzeba było silnej wiary, aby uwierzyć Bogu we wszystkim, co po ludzku biorąc, jest niemożliwe… I Maryja – uwierzyła – w Niemożliwe!

TRZEBA UWIERZYĆ, ŻE BÓG JEST MIŁOŚCIĄ
Ale poprzez wszystko, co niemożliwe, pojawia się wspaniała myśl Boża: Bóg jest Miłością. Ludzie o tym jeszcze nie wiedzą, trzeba więc im to wytłumaczyć. Dlatego okazuje się na ziemi łaskawość Boga i Zbawiciela naszego – „Przeszedł, dobrze czyniąc”. Okazał we wszystkim Miłość Bożą, bo tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby wszelki, który wen uwierzy, nie zginął, ale miał życie”…
Rozpoczyna więc Wysłannik Ojcowej Miłości opowiadanie o tym, że Bóg jest Miłością. Człowiekowi jest najtrudniej w to uwierzyć. Chciałby widzieć w Nim – jak nam to przedstawia rozwój historii ludów – groźnego mocarza, który niszczy wszystko, co jest przeciwne Jego woli. Tymczasem okazuje się prawdziwe oblicze Boga w Jego Synu, bo kto widzi Syna, widzi Ojca. Okazuje się więc Ojciec, jak gdyby promień poprzez oczy, usta i oblicze Bożego Syna. I okazuje się jako Największa Miłość!…
Nazywamy Maryje Matką Pięknej Miłości. Przez Nią bowiem Najwyższa Miłość okazała się w ludzkiej postaci Jezusa Chrystusa. Okazała się Miłość, która jest z Boga i która jest Bogiem, bo Bóg jest Miłością, a kto w miłości trwa, w Bogu trwa i Bóg w nim…
Wydaje mi się niekiedy, Najmilsze Dzieci, że największym grzechem człowieka jest właśnie to, iż nie chce on zawierzyć Miłości, uwierzyć, że Bóg jest Miłością. Ciągle przypisuje Bogu najrozmaitsze właściwości ludzkie, własne, różne słabości, które rzutują na nasz obraz i pojecie Boga. Tymczasem musimy uwierzyć, że On jest Miłością…
Aby w to uwierzyć, trzeba patrzeć na czyny – Uczynkom wierzcie, mówił Chrystus, jeśli słowom nie wierzycie. A jakże trudno było uwierzyć we wszystko, co opowiadał Chrystus, a co było niesłychanie dalekim od pojęć ludzkich człowieka współczesnego i jego wyobrażenia Boga. Trudne to było, chociaż Chrystus mówił o sobie wręcz, że jest Bogiem – Synem Bożym. Owszem, nawet nas chciał niejako ubóstwić, bo nazwał zdziwionych ludzi: „Bogami jesteście, czemuż więc dziwicie się wy, o których mówi Pismo – bogami jesteście, że Ja nazwałem się Synem Bożym? A przecież Pismo mylić się nie może!”
Trzeba więc uwierzyć! Aby w to uwierzyć, trzeba odmienić obraz Boga w swojej myśli, sercu i całym stylu odnoszenia się do Niego. Jest to niekiedy bardzo trudne, bo stare, zawleczone schematy myślowe jeszcze nas dręczą. Dlatego również trudno nam dostrzec Serce Boga. Bóg zapragnął więc nam je wyraźnie pokazać.

OTWARTE SERCE BOGA – „ZOBACZĄ, KOGO PRZEBODLI…”
I oto jest Ten, który pokaże Serce Boga, Jezus Chrystus! „Nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś duszę swą daje za braci”. I Chrystus to czyni. Każe otworzyć swoje Serce… Pięknie mówi o tym Ewangelista: „Jeden z żołnierzy włócznią otworzył bok Jego”. Jakże to wymowne, Najmilsze Dzieci! Chrystus pozwala otworzyć swój bok, aby ludzie dostrzegli Tego, który jest Wysłannikiem Ojcowej Miłości, a który został ukształtowany przez Ducha Świętego pod Sercem Matki Pięknej Miłości. Okaże On teraz swoją największą miłość… na Krzyżu. Otwarty bok Chrystusa to znamię otwartych wrót do serca Bożego dla całej Rodziny ludzkiej.
Wczoraj o tej porze przemawiałam w kościele Nawiedzenia NMP na Nowym Mieście. Snułem wspomnienia z wystawy, którą oglądałem we Włoszech, w Bolonii, podczas trwania Soboru. Ojcowie Franciszkanie rozpisali szczególny konkurs wśród wszystkich mistrzów pędzla na temat: „Ujrzą, kogo przebodli…” – Powiedzcie, co wy na ten temat myślicie, jak sobie to przedstawiacie, jak to wygląda w waszej wyobraźni?… – Konkurs był skierowany do wszystkich artystów malarzy, bez względu na ich przekonania, wierzących i niewierzących. Wzięło w nim udział kilkuset malarzy włoskich i kilu zagranicznych.
Oglądałem wystawę, która była wynikiem konkursu – ponad 600 eksponatów! Wszyscy malarze – czy patrzyli oczyma wierzących czy niewierzących – starali się ujrzeć Chrystusa, Boga Człowieka, wplątanego we wszystkie nasze dzienne sprawy. Oglądali i widzieli Go przez pryzmat własnych spraw, zajęć, zainteresowań i umiłowań, w które wplątali życie Boga z otwartym Sercem…
Dziwnie to niekiedy wyglądało. Kilku artystów przedstawiało Boga Człowieka rozpiętego już nie na Krzyżu, ale na elewacji olbrzymiego wieżowca; Jego ramiona i stopy sięgały okien potężnej fasady. A ze wszystkich okien wychylały się ciekawe twarze, wyciągały dłonie, jak gdyby zwabione niezwykłym zjawiskiem. Chcieli ujrzeć Tego, którego przebodli… Zapragnęli dostrzec Jego Serce, uwierzyć, ze Bóg ma Serce, że rządzi się po ludzku – ludzkim Serce, bo chociaż jest to Serce Boga, ale ukształtowane jak każde ludzkie serce, według wszystkich praw powstawania i przekazywania nowego życia.
Inni znów artyści widzieli i ukazywali Chrystusa na dnie kopalni lub też w olbrzymim kombinacie fabrycznym, uplatanego w potężne macki współczesnego życia fabrycznego, produkcyjnego, gdzieś na tle kolosalnych machin i wężowych splotów pasów transmisyjnych. Tak współcześni ludzie widzą Chrystusa… Chcieliby Go wprowadzić wszędzie, gdzie oni są, gdzie muszą codziennie wejść i pracować. Pragną, aby z nimi był na co dzień Ten, którego przebodli, aby wszedł w ich wszystkie ludzkie dzienne sprawy, jak tego domagał się Sobór Watykański II, we wspaniałej Konstytucji Pastoralnej o obecności Kościoła w świecie współczesnym.

WZÓR DOSKONAŁEGO ZJEDNOCZENIA DWOJGA SERC – JEZUSA I MARYI
To przebite serce Jezusa, które ludzie chcą wszędzie wprowadzić i oglądać, zostało ukształtowane pod Sercem Maryi. I oto Dwa Serca – Boga Człowieka i Matki Boga Człowieka!
Sobór nam wyjaśnia w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele, jak to przedziwnie wygląda w życiu Kościoła. Misterium Kościoła stanowi Chrystus, żyjący w Głowie i w członkach, uświęcający i ożywiający wszystkich. Ale nie jest On sam. W Jego wielkim dziele towarzyszy Mu obecna w misterium Chrystusa i Kościoła Matka, pod Sercem której zostało ukształtowane ludzkie serce Boga Człowieka.
Serce Boga Człowieka jest Miłością, z Miłości i przynosi Miłość… Ogłasza ludzkości, ze największym i najpierwszym przykazaniem jest: „Będziesz miłował Pana Boga twego… będziesz miłował bliźniego twego, jako samego siebie…” Ponad sterty kodeksów, ustaw, rozporządzeń i praw – tak niekiedy bezsilnych wobec wymagań współczesnego życia i zamówień społecznych zmęczonego człowieka! – dominuje zwięzłe, krótkie prawo: Będziesz miłował!… Miłość Boga i miłość człowieka jest podobna i stanowi jedno prawo, bo wyrasta z jednej miłości, jaką jest Bóg. „Będziesz miłował…” – to najpiękniejsze zmówienie społeczne człowieka na czasy dzisiejsze.
Jakże je wykonać? Właśnie na wzór Serca Bożego i Serca Jego Matki. Nie udał się pierwszy plan trwałego zjednoczenia dwojga serc… Udał się za to drugi plan Boży – ten z Nazaret i z Kalwarii… Udał się, i to w sposób doskonały, jednocząc dwa Serca: Jezusa i Maryi, dla wspólnej sprawy, którą mieli wykonać; Jezus – po Bożemu, Maryja – po ludzku.

ZJEDNOCZENIE DWOJGA SERC W RODZINIE
Dzieci Najmilsze! W życiu rodzinnym, mamy dalsze odbicie działania Bożego, jednoczącego serca. Chrystus nie tylko umocnił związek dwojga serc w rodzinie, ale uświęcił go sakramentem małżeństwa. Żadne z zadań i powołań ludzkich na ziemi nie jest uświęcone sakramentem, tylko powołanie rodzinne, małżeńskie – ojców rodziny, obok powołania kapłańskiego – ojców duchownych.
W każdej rodzinie rozpoczyna się na nowo próba rozwiązania – w milionowych odmianach – problemu połączenia dwojga serc, rozwiązania szczęśliwego i zwycięskiego. Każda zwycięska próba przekonuje ludzi, że jest to możliwe – więcej, że jest konieczne, aby na wzór zjednoczenia Serca Jezusa i Serca Maryi, kształtowały się w przelicznych związkach małżeńskich powiązania dwojga serc…
Apostoł nas uczy, że małżeństwo jest w jakimś wymiarze odbiciem miłości, jaką Chrystus okazał swojemu Kościołowi, dając zań swą dusze. Tak i wy macie czynić, sięgając do najwyższego i najwspanialszego wzoru, aby plan Boży w pełni się udał.
Oto, Najmilsze Dzieci, co można widzieć na styku dwóch miesięcy kończącego się miesiąca maryjnego, który Was tutaj zgromadził i rozpoczynającego się miesiąca Serca Jezusa. W świetle tych dwóch zjednoczonych Serc – Jezusa i Maryi – szukajcie rozwiązań na niezliczone trudności codziennego życia. Szukajcie ich Wy, Rodzice katoliccy i Ty, Droga Młodzieży, wszyscy, którzy pragniecie, aby Was kochano, aby Wam okazywano serce, i abyście Wy również mogli okazać je innym.
Niedawno byłem w jednej parafii warszawskich. Zgłosiła się mała dziewczynka egzotycznie ubrana. Zwracają jej uwagę: czego ty się plączesz? – Ja tylko chcę powiedzieć, że my naszego księdza bardzo kochamy. – Powiedziała, i co tchu zniknęła, jak kamfora, ona musiała to powiedzieć, jej to było koniecznie potrzebne.
Najmilsze Dzieci Boże! Nam wszystkim potrzebne jest, aby ktoś powiedział, aby ktoś tak często mówił, aby to nie były tylko słowa, lecz rzetelna prawda, aby z tym łączyło się prawdziwe uczucie – jednoczące, kojące, uspokajające, wiążące, zwycięskie!
Niechże więc oczy wasze sięgają, poprzez Matkę Pięknej Miłości do Syna Umiłowania Bożego. Niech dostrzegą i jak najgłębiej rozważą ludzkie Serce Boga, które zostało przebite i otwarte na cały świat, aby nas wszystkich uczyć, jak my mamy żyć z sercem otwartym dla wszystkich ludzi. Niech nam w tym dziele i wysiłku jedynie zbawiennym, budzącym ufność i nadzieję na przyszłość, pomaga – przez Serce Maryi – Ten, który jest Królem i Zjednoczeniem serc wszystkich. Amen.